12 maja 2016 roku wieczorem odszedł Dziadek Janek. Z mojej perspektywy był założycielem
znanej mi gałęzi rodzinnej. To dzięki niemu zaczęła się tradycja lekarska rodziny
Gietków, ale w moim życiu był ważny po trzykroć z innych powodów.
I
Był fantastycznym dziadkiem. W okresie mojego dzieciństwa spędzaliśmy razem dużo czasu.
Całe swoje dorosłe życie dużo pracował i okazało się, że dla wnuków miał chyba więcej
czasu niż dla synów. Był dziadkiem jak z książki - miał iskry w oczach, hecę w głowie,
śmiał się jak chochlik i nigdy nie narzekał. Zawsze miał jakąś zabawną anegdotę do
opowiedzenia. Nasza więź wzmacniała się z biegiem czasu, a w ostatnich latach był dla
mnie kimś więcej niż kochanym dziadkiem. Był moim nauczycielem, mentorem, wzorem,
wsparciem, uosobieniem mojej przynależności do rodziny Gietków. W ostatnich latach
miałem zaszczyt odczuć, ze jestem dla niego ważnym człowiekiem.
Uczył mnie pogody ducha i skromności - dwóch cech, które definiowały Jego charakter. Był
człowiekiem bez oczekiwań w stosunku do życia i innych ludzi, ujmującym w swoim godzeniu
się z kolejami losu. Jestem szczęśliwy, że od zawsze mieliśmy bliską relację i dumny, że
w ostatnich latach obdarzył mnie swoim zaufaniem. Łapię się na tym, że codziennie są
sytuacje, w których zastanawiam się, co by zrobił Dziadek Janek na moim miejscu. Dzięki
Niemu nauczyłem się, że zawsze, w każdej sytuacji, warto być przyzwoitym człowiekiem.
II
Dziadek był również moim nauczycielem reumatologii. To przy Dziadku kilkanaście lat temu
wykonywałem swoje pierwsze iniekcje dostawowe, aspiracje płynu stawowego oraz pisałem
swoje pierwsze recepty i zwolnienia. Będę Mu zawsze wdzięczny za nieustające wsparcie i
chęć pomocy na kolejnych etapach mojej drogi zawodowej.
III
Wreszcie, był dla mnie również niedoścignionym wzorem tego jaki powinien być lekarz.
Pomoc chorym i ciągła nauka były Jego życiowymi powołaniami. Łączył ogromną wiedzę i
błyskotliwe rozumowanie diagnostyczne ze skromnością i empatią. To połączenie czyniło Go
mistrzem dla kolejnych pokoleń lekarzy, których wychował, a których obecnie ja mogę
podziwiać. Ani razu nie widziałem u Niego niecierpliwości, zniechęcenia, braku szacunku
wobec siedzącego przed nim pacjenta. Miałem ogromny zaszczyt bycia Jego ostatnim
uczniem. Widziałem, że, pomimo różnicy wieku i możliwości rozwoju jakie obecnie ma młody
lekarz, dzieliła mnie od Niego przepaść - zarówno pod względem wiedzy jak i podejścia do
chorego, który potrzebuje naszej pomocy. Gdy siedziałem obok Niego w gabiecie, widziałem
jak wiele pracy jeszcze przede mną, jednakże liczę, że będę potrafił, pewnie nieudolnie,
na miarę swoich własnych możliwości i ograniczeń, pomagać chorym wykorzystując to czego
mnie uczył.
Jest rok 2016, mam prawie 40 lat i dla mnie oraz wszystkich osób z mojej rodziny kończy
się epoka, kiedy żyła legenda - nasz rodzinny autorytet, do którego można się było
zwrócić z każdym problemem. Nie będzie już wspólnych spotkań u Dziadka, odwiedzin w
drodze na Mazury, telefonów w sprawie chorych, próśb o zamówienie recept, anegdot
sypanych jak z rękawa. Będzie mi tego bardzo brakować. Nie mogę się pozbyć pretensji do
siebie, że wydawało mi się, że On tu będzie zawsze.
Żegnaj Dziadku, będę ze wszystkich sił starał się zachować Ciebie w sercu i mam nadzieję,
że to czego mnie nauczyłeś będę mógł przekazać swoim chłopakom.