prof. dr hab.n.med. Jan Gietka
Dziadek Janek urodził się 1 lutego 1921 r. w Rudniku nad Sanem jako przedostatnie z dziesięciorga dzieci Jana Gietki seniora i jego żony Marii. Siedmioklasową szkołę powszechną ukończył w Rudniku w 1935 r., a gimnazjum w 1939 r. w Nisku. W domu zawsze brakowało środków finansowych i dlatego w czasie okupacji niemieckiej pracował jako robotnik w zakładzie koszykarskim, z którego słynął Rudnik oraz przy budowie kolejki polowej. Imał się również innych prac - pracował też w spółdzielni rolniczej, ale równocześnie przygotowywał się do złożenia egzaminu dojrzałości w tajnym nauczaniu.
Bezpośrednio po wyzwoleniu terenów wschodnich, w sierpniu 1944 r. wstąpił do Liceum Humanistycznego w Nisku, gdzie eksternistycznie zdał egzamin maturalny w grudniu 1944 r., dopiero w wieku prawie 24 lat. W styczniu 1945 r. wstąpił do Oficerskiej Szkoły Piechoty w Przemyślu, a następnie został przeniesiony do Krakowa, gdzie w lipcu tegoż roku ukończył Szkołę Piechoty w stopniu chorążego.
Przełomowy moment w jego karierze to październik 1946 r. Wtedy zdał egzamin wstępny do Akademii Medycznej w Lublinie i tam rozpoczął swoją naukę medycyny. Miał wtedy już 25 lat. II i III rok studiów ukończył w Warszawie, a IV i V w Krakowie, gdzie w 1951 r. uzyskał dyplom ukończenia Akademii Medycznej na kierunku lekarskim. Od 1950 r. pracował jako lekarz stażysta w 5. Wojskowym Szpitalu Okręgowym w Krakowie.
W 1951 r. Dziadek wziął ślub z moją babcią, Leokadią, z domu Kozłowską, stomatologiem. W latach 1952-53 odbył roczny staż w Klinice Gastroenterologicznej w Warszawie. W tym czasie, w Krakowie urodził się pierwszy syn Dziadka, a mój Ojciec - Andrzej Gietka. Od 1952 r. (do 1967 r.) równocześnie z pracą w szpitalu pracował w godzinach popołudniowych w obwodowej poradni reumatologicznej i od tego czasu zaczął konsultować w obrębie reumatologii, na długo przed uzyskaniem tytułu reumatologa. Od 1953 r. rozpoczął pracę w Szpitalu MON - obecnie Wojskowym Instytucie Medycznym, z którym będzie związany aż do przejścia na emeryturę i będzie uważał za swój "matecznik". W tym szpitalu pokonywał kolejne szczeble kariery naukowej i wojskowej rozpoczynając od stanowiska asystenta w Oddziale Chorób Wewnętrznych, gdzie zajmował się chorobami reumatycznymi. W lutym 1953 r. uzyskał stopień specjalisty chorób wewnętrznych I stopnia, w grudniu 1956 r. został specjalistą II stopnia i jednocześnie adiunktem II Kliniki Chorób Wewnętrznych Szpitala przy ul. Szaserów. Kolejni trzej synowie urodzili się w latach 1954 i 1957 (bliźnięta).
Od marca do listopada 1955 r. przebywał w Laosie jako lekarz Delegacji Polskiej przy Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru, pracując równocześnie w miejscowym szpitalu kierowanym przez lekarzy francuskich w Wientianie. Z tego okresu pochodzą jego słynne książki z rycinami, na których objaśniał chorym ich choroby w latach późniejszych. Po powrocie z Laosu rozpoczął działalność naukową pod kierownictwem nowego Ordynatora, niezwykle życzliwego, ale wymagającego prof. Mieczysława Kędry i początkowo prace Dziadka dotyczyły zagadnień gastroenterologii. Z biegiem czasu jednak zainteresowania Dziadka przeniosły się na reumatologię, szczególnie, gdy został przewodniczącym zespołu problemowego "Nieurazowe choroby układu ruchu", będącym wewnątrzszpitalnym zespołem zrzeszającym lekarzy wielu nieinwazyjnych klinik dużego już wtedy szpitala przy ul.Szaserów. Ponadto pełnił również wówczas funkcję konsultanta naukowego Szpitala Sanatoryjnego w Busku Zdroju.
Specjalizację z reumatologii uzyskał w 37. roku życia, tj. w grudniu 1958 r. Unikalną etykę pracy opierającą się na całkowitym poświęceniu chorym łączył z intensywną pracą naukową, których owocem było uzyskanie doktoratu w kwietniu 1963 roku (temat pracy: "Wpływ butazolidyny na metabolizm mukopolisacharydów błony śluzowej żołądka - próba wyjaśnienia mechanizmu wrzodów po butazolidynie" oraz habilitacji w maju 1969 r. (temat: "Badania nad metabolizmem mukopolisacharydów w doświadczalnym zapaleniu stawów u szczurów wywołanym adjuwantem Freunda").
W latach 1963-64 pełnił funkcję sekretarza Oddziału Warszawskiego Polskiego Towarzystwa Reumatologicznego. Od 1964 r. był członkiem Europejskiej Ligi do Walki z Gośćcem. We wrześniu 1975 r. otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego. W latach 1984-86 pełnił funkcję kierownika IV Kliniki Chorób Wewnętrznych Centralnego Szpitala Klinicznego MON.
Dorobek naukowy Dziadka to ponad 100 prac - większość z reumatologii, kilka z gastroenterologii. Był promotorem 10 doktorów medycyny z dziedziny reumatologii. Swoją karierę wojskową zakończył na stopniu pułkownika. Od lat 60-tych do ostatnich swoich dni prowadził praktykę prywatną, m.in. przy ul. Matejki w Warszawie, w przychodniach przy ul. Waliców i Nowym Świecie oraz w Nieporęcie. W 1987 roku zmarła moja Babcia. W 1993 roku Dziadek wziął ślub z drugą żoną - Jadwigą, z którą byli razem do ostatnich dni Dziadka. Od kwietnia 2016 roku czuł się coraz słabszy i bardziej chory, jednak jeszcze w kwietniu przyjął swoich ostatnich chorych. Zmarł wieczorem 12 maja 2016 roku.
Dziadek był tytanem pracy i nieustannie poszerzał swoją wiedzę zarówno poprzez naukę z dostępnych wówczas podręczników, ale również dzięki swojej wcześnie rozpoczętej i niezwykle bogatej praktyce ambulatoryjnej i szpitalnej. Opublikował 105 artykułów naukowych, większość z nich miała charakter wybitnie praktyczny, przydatny w diagnostyce i leczeniu chorób reumatycznych, co najbardziej odpowiadało zainteresowaniom dziadka. Gdy przeglądałem jego dorobek naukowy to wiele jego prac z lat 60-tych i 70-tych było pionierskimi w Polsce opisami różnych chorób reumatycznych takich jak polimialgia reumatyczna, choroba Christiana-Webera, zapalenie okołokrętarzowe, popaciorkowcowe zapalenie stawów, a także stenoza kanału kręgowego i choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa lędźwiowego.
Dziadek jako jeden z pierwszych stosował w Polsce na szeroką skalę leczenie chorób reumatycznych lekami cytotoksycznymi, w szczególności z użyciem metotreksatu. Był wielkim entuzjastą miejscowego stosowania glikokortykosteroidów, o czym niejednokrotnie przekonał się prawie każdy jego pacjent. Pracując w świetnym zespole internistycznym pod kierownictwem kardiologa - prof. Czaplickiego miał za swoich kolegów docenta Zenona Krzakowskiego (z którym pisał wspólnie liczne opracowania reumatologiczne) oraz profesora Kazimierza Sułka (hematologa). Wykształcił wielu znakomitych reumatologów i internistów - oprócz lekarzy w naszej rodzinie, również Profesora Witolda Tłustochowicza, który ucząc kolejne pokolenia reumatologów i internistów często przywołuje postać Profesora Gietki. Był promotorem 10 przewodów doktorskich i opiekunem 3 przewodów habilitacyjnych.
We wspomnieniach swoich kolegów, Dziadka charakteryzowała niezwykła skromność, pracowitość oraz pogoda ducha. Był niezwykle koleżeński, uczynny, zawsze uśmiechnięty, a jego legendarne dowcipy, które robił swoim kolegom wspomina wielu jego byłych współpracowników.
Stworzył coś, co niektórzy z naszej rodziny nazywają GIETKOLOGIĄ, czyli zbiór zasad, z których najważniejsze są poświęcenie dla chorego, empatia, uczciwość oraz nieustająca nauka. Nie dbał o rzeczy doczesne. Nieistotny był dla Niego blichtr, wygląd chorych oraz ich status społeczny. Dla Niego nie było pacjentów lepszych i gorszych. Esencją była pomoc człowiekowi. Jestem mu bardzo wdzięczny, że uczył mnie patrzeć z ciekawością na drugiego człowieka i słuchać go, próbować zrozumieć jego lęki i potrzeby.
Odszedł czarodziej i będzie Go nam wszystkim bardzo brakować.
Fragmenty mojego wspomnienia napisanego w dniu jego odejścia i wygłoszonego na pogrzebie:
12 maja 2016 roku wieczorem odszedł Dziadek Janek. Z mojej perspektywy był założycielem znanej mi gałęzi "mazowieckiej" naszej rodziny. To dzięki niemu zaczęła się tradycja lekarska rodziny Gietków, ale w moim życiu był ważny po trzykroć z innych powodów.
I
Był fantastycznym dziadkiem. W okresie mojego dzieciństwa spędzaliśmy razem dużo czasu. Całe swoje dorosłe życie dużo pracował i okazało się, że, będąc już na emeryturze, dla wnuków miał więcej czasu niż dla swoich synów. Był dziadkiem jak z książki - miał iskry w oczach, ciągłą hecę w głowie, śmiał się jak chochlik ze swoich i moich żartów i nigdy nie narzekał. Zawsze miał jakąś zabawną anegdotę do opowiedzenia ze swoich życiowych przygód. Pamiętam jak będąc dzieckiem spędzałem czas w jego domu w Nieporęcie przysłuchując się niezrozumiałym do końca rozmowom za mleczną szybą drzwi między domem, a gabinetem, a potem, po wyjściu chorego, bawiłem się strzykawkami, plastrami i wacikami. Nasza więź wzmacniała się z biegiem czasu, a od momentu gdy zacząłem studiować medycynę stał się dla mnie kimś więcej niż tylko kochanym dziadkiem. Był moim nauczycielem, mentorem, wzorem, wsparciem, uosobieniem mojej przynależności do rodziny Gietków. Stymulował mnie do cięższej pracy, zbierania danych naukowych, kupił notebooka, na którym mogłem na dyżurach pisać swój doktorat. Wreszcie w ostatnich latach i miesiącach jego życia gdy strudzony i zagubiony czekał na moją pomoc, miałem zaszczyt odczuć, że jestem dla niego ważnym człowiekiem.
Uczył mnie pogody ducha i skromności - dwóch cech, które definiowały Jego charakter. Był człowiekiem bez oczekiwań w stosunku do życia i innych ludzi, ujmującym w swoim godzeniu się z kolejami losu. Jestem szczęśliwy, że od zawsze mieliśmy bliską relację i dumny, że w ostatnich latach obdarzył mnie swoim zaufaniem. Łapię się na tym, że codziennie są sytuacje, w których zastanawiam się, co by zrobił Dziadek Janek na moim miejscu. Dzięki Niemu nauczyłem się, że zawsze, w każdej sytuacji, warto być przyzwoitym człowiekiem.
II
Dziadek był również moim nauczycielem reumatologii. To przy Dziadku kilkanaście lat temu wykonywałem swoje pierwsze iniekcje dostawowe, aspiracje płynu z kolan oraz pisałem swoje pierwsze recepty i zwolnienia. W trudnych sytuacjach gdy przeżywałem swoje pierwsze porażki w walce z przeznaczeniem moich pacjentów, niezrozumieniem innych lekarzy zawsze wspierał mnie w obranym kierunku mojego rozwoju i uspokajał. Będę Mu zawsze wdzięczny za nieustające wsparcie i pomoc na kolejnych etapach mojej drogi zawodowej.
III
Wreszcie, był dla mnie również niedoścignionym wzorem tego jaki powinien być lekarz. Łączył pracowitość, ogromną wiedzę i błyskotliwe rozumowanie diagnostyczne ze skromnością, uczciwością i empatią. To połączenie czyniło Go mistrzem dla kolejnych pokoleń lekarzy, których wychował, a których teraz ja mogę podziwiać. Pamiętam jak w ostatnich latach życia od rana przygotowywał się do kolejnego dnia pracy w gabinecie czytając Medycynę po Dyplomie oraz Medycynę Praktyczną. Z tych lektur robił sobie notatki zapisując drżącą ręką wynotowane ciekawostki i poznane leki. Następnie sprawdzał w skoroszytach z cenami odpłatność za te leki wyszukując najtańszego preparatu, żeby tylko chory nie zapłacił więcej niż musiał. Przypominam to sobie gdy teraz sam, na jego wzór, staram się notować syntetyczną wiedzę z każdego przeczytanego artykułu medycznego. Ani razu nie widziałem u Niego niecierpliwości, zniechęcenia, braku szacunku wobec siedzącego przed nim pacjenta. Miałem ogromny zaszczyt być Jego ostatnim uczniem. Pracowaliśmy razem przez 3 lata co sobotę w jego gabinecie na zakończenie moich studiów. Widziałem, że, pomimo różnicy wieku i możliwości rozwoju jakie obecnie ma młody lekarz, dzieliła mnie od Niego przepaść - zarówno pod względem wiedzy jak i podejścia do chorego, który potrzebuje naszej pomocy. Gdy siedziałem obok Niego w gabiecie, widziałem jak wiele pracy jeszcze przede mną, jednakże liczę, że będę potrafił, pewnie nieudolnie, na miarę swoich własnych możliwości i ograniczeń, pomagać chorym wykorzystując to co zapamiętałem z tych wspólnych chwil przy pacjencie.
Jest rok 2016, mam prawie 40 lat i dla mnie oraz wszystkich osób z mojej rodziny kończy się epoka, kiedy żyła legenda - nasz rodzinny autorytet, do którego można się było zwrócić z każdym problemem. Nie będzie już wspólnych spotkań u Dziadka, odwiedzin w drodze na Mazury, telefonów w sprawie konsultacji trudnych chorych, próśb o zamówienie recept, anegdot sypanych jak z rękawa. Będzie mi tego bardzo brakować. Nie mogę się pozbyć pretensji do siebie, że wydawało mi się, że On tu będzie zawsze.
Żegnaj Dziadku, będę ze wszystkich sił starał się zachować wszystko co mi dałeś i mam nadzieję, że to czego mnie nauczyłeś będę mógł przekazać swoim chłopakom.